×

Moja rzeka


Moja rzeka

Wzburzone deszczem fale
Agresywnie biją o stromy brzeg
Podrzucając krople do góry
I zrzucając je na moją zaskoczoną twarz
Patrzę tam...

Gdzie zmęczone drzewa moczą się
A nad nimi przelatuje spłoszony ptak
Wystarczy się odepchnąć
Zmęczonymi już rękami
I czekać aż... uratujemy nasze życie

Zatapiam się w mroku fal
Zawiłej rzece radości i smutków
Silny nurt ściąga mnie w dół
W głowie przelatują potoki różnych zdarzeń
oddycham niejednostajnie

Pod niebem pełnym łez...
Unoszę się na wodzie
W błękitnych przestworzach
Jednam się z milionem
niespełnionych jeszcze marzeń
swobodna jak ptak, co przemierzył świat

Zamyślona patrzę jak maleje i znika
kajak przewrócony oraz mąż
I choć każdy wspólny moment był iście wspaniały
Odejdzie na rzece zapomniany?
Nie!

Nawet najdłuższa rzeka wpada do morza
A ja popłynę własnym prądem
Zabrawszy ze sobą
Niezapomniane wspomnienia  


Wspomnienie naszego pierwszego w życiu topienia się.
Z mojego powodu przewrócił się nam kajak. Po prostu, wykonałam zły manewr przechylenia się pod gałęziami w odwrotną stronę niż potrzeba. A wszystko dlatego, że strasznie lał deszcz. Na początku, przez 1 godzinę pogoda była znośna, a później już tylko lało. Kajak był pełen wody, wciąż ją wylewaliśmy i to rozproszyło moją uwagę. Było potwornie zimno, ale zachowaliśmy zimną krew. Porwał mnie silny nurt naszej rzeki Słupi i poszłam na dno, odbiłam się od ziemi, zaczęłam machać nogami aby wypłynąć na wierzch, dodatkowo pomogła kamizelka, bo woda dodatkowo wypychała mnie do góry. Teraz już wiem jakie to ważne by podczas pływania na czymkolwiek mieć ją zawsze na sobie.
Na szczęście ja nie wpadłam w panikę, mimo, że nie było się czego złapać bo klif był wysoki. Początkowo trzymaliśmy się przewróconego kajaka, a później złapałam się męża i przesuwałam się do brzegu. Udało mi się złapać drzewa i wejść na cienkie gałęzie tuż pod powierzchnią wody. Były wiotkie, ale trzymałam się drzewa, więc udawało mi się. Niedługo potem, dopłynął do nas ratownik, ale musiał popłynąć trochę dalej, gdzie brzeg był na tyle niski, by mógł na niego wejść i wyciągnąć swój kajak. Potem doszedł do nas przez las i razem z mężem po wielu nieudanych próbach, bo kajak był pełen wody a klif wysoki, udało się  wciągnąć go na brzeg. Następnie, wciągnął na klif i nas.  Było tak zimno, że nie mogłam wytrzymać. Chciałam zadzwonić do Szymka żeby po mnie przyjechał, ale mój telefon przez wodę już się nie włączył. Wtedy ratownik próbował zadzwonić, ale z zimna nie mogłam zebrać myśli i trzykrotnie podawałam Mu numer syna, aż w końcu wybrałam właściwy. Mąż przeprowadził mnie przez do drogi, gdzie dojechał mój Szymek. Mąż jak zawsze był twardy i wrócił na rzekę, by kontynuować spływ. Każdy myślał, że już więcej nigdy nie popłynę, tym bardziej że jedna z koleżanek tak rozpowiedziała innym, ale ja przecież jestem waleczna... jak zawsze😀

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Sielskagosia , Blogger