W bajecznym ogrodzie Helenki
Dzisiaj, moja koleżanka Helenka zaprosiła nas do siebie i do swojego bajecznego ogrodu. Zachwyciłam się nim już od wejścia. Te wszystkie gliniane koty, anioły, ptaki... i cała masa kwiatów, które swobodnie, niczym w angielskim ogrodzie porozsiewały się wszędzie gdzie tylko się dało. Rosną na wjeździe, drodze dojazdowej do domu i ścieżkach ogrodowych. W każdym zakamarku tego niesamowitego miejsca kryją się gliniane rzeźby tworząc zaczarowany ogród, w którym aż chce się już pozostać na zawsze. My wkrótce tu powrócimy, ale tym razem z wiaderkami aby wzbogacić się o sadzonki tych wszystkich przecudnych roślin.
Już przy wejściu duże, kolorowe dzwonki wydzwaniały "wiatrowy hymn" na nasze powitanie.
Długa, kręta ścieżka z osadzonymi wzdłuż kamieniami zapraszała do podziwiania całego mnóstwa kwiatów, ich gatunków i kolorów.
Na oknach kolorowe ptaszki ćwierkały na nasze odwiedziny.
Cała "banda" glinianych, nieszkliwionych kotków przyglądała się nam z ogromnym zainteresowaniem.
Wśród glinianych naczyń z rozchylonym pyskiem skryła się żaba.
Na parapecie, jak na nie przystało leniły się koty.
Czy widzicie te ciekawskie, wybałuszone oczy?
Na płocie, ktoś nabił dynię i nie była ona wcale koloru pomarańczowego.
Na konarze zawisł makowy wianek.
Donica - głowa, schowana wśród kwiatów czekała na obsadzenie.
Werbena patagońska... piękna... rozpanoszyła się wszędzie.
Wybielony konar na tle domu niczym rzeźba górował wśród gęstwiny kwiatów.
Wśród drzew pohukiwała sowa.
Mak czerwienił się niemal tak samo jak gliniane, oszkliwione muchomory.
Wszędobylski bluszcz Hedera ukrył anioła.
Piękna murzynka kręciła swe długie sznurkowe włosy.
A w ogrodzie kwitły prawdziwe, często nieznane mi cuda.
Na koniec... przy ognisku gdakały piękne, kolorowe kury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz