Paw Parys i Mądra Sosna znad morza
Pewnego słonecznego poranka, na skraju wydm piaszczystych, gdzie błękit Bałtyku spotykał się z zielenią nadmorskiego lasu, żył Parys, paw o ogonie tak wspaniałym, że słońce zazdrościło mu blasku. Każde jego pióro mieniło się setkami kolorów: szmaragdem, szafirem, ametystem. Parys znał swoją wartość i lubił paradować, ale czuł się też odrobinę samotny w swojej krasie.
W jego ulubionym miejscu, tuż za pasmem białych wydm, rosła sędziwa sosna nadmorska, zwana przez mieszkańców lasu po prostu Panią Zofią. Jej pień był poskręcany przez wiatry, igły zielone i wytrzymałe, a korona dawała schronienie wielu ptakom. Pani Zofia widziała już setki wschodów i zachodów słońca.
Pewnego dnia, Parys, zmęczony nieustannym polerowaniem swoich piór, przysiadł u stóp Pani Zofii.
- Och, Pani Zofio - westchnął paw, delikatnie strzepując piasek z ogona - Jakże jestem zmęczony! Wszystko, co robię, to tylko dbałość o tę piękność. Cały świat patrzy, podziwia... a ja czuję się jak dekoracja.
Sosna, kołysana delikatną morską bryzą, szepnęła głębokim, szumiącym głosem:
- Mój drogi Parysie, piękno jest darem, ale i odpowiedzialnością. Znam twój ból. Gdy byłam młoda, marzyłam, by być smukłym, wysokim dębem, z liśćmi, które zmieniają kolor jesienią. Nie chciałam być wiecznie zieloną, wiecznie taką samą sosną, której pnia nie można objąć.
Parys uniósł głowę, zaskoczony, że tak silne drzewo może mieć podobne zmartwienia.
- Ależ Pani Zofio! Jesteś taka potężna! Stoisz tu, gdzie wichry najsilniejsze, gdzie piasek tnie jak noże, a ty jesteś niczym latarnia morska! Dajesz cień i dom! Twoje piękno to siła i spokój."
Sosna cicho zaśmiała się szumem igieł.
- A ty, Parysie, twoje piękno to radość i iskra! Kiedy rozkładasz swój ogon, nawet najsmutniejszy mewa zapomina o głodzie, a dzieci z pobliskiej wioski wstrzymują oddech. Dajesz światu zachwyt! Twoja wartość to nie tylko błyszczące pióra, ale uczucia, które budzisz.
Paw usłyszał w tych słowach prawdę. Prawda szumiała jak fale, które rozbijały się o brzeg. Zrozumiał, że jego piękno nie jest ciężarem, lecz powołaniem. Był żywym klejnotem, który rozświetlał skromny nadmorski krajobraz. Od tamtej pory Parys nie narzekał już na swój ogon. Codziennie, gdy słońce wschodziło nad Bałtykiem, rozkładał swoje mieniące się pióra przed Panią Zofią. Nie dla próżności, ale z wdzięczności. W zamian, sędziwa sosna dzieliła się z nim mądrością wiatru, tajemnicami morza i opowieściami o dawnych rybakach.
I tak, na skraju wydm, kwitła piękna, nietypowa przyjaźń: pomiędzy puszystym, barwnym pawiem, a cichą, głęboko zakorzenioną sosną nadmorską, dowodząc, że prawdziwa wartość tkwi w dzieleniu się tym, kim jesteśmy.
Morał: Nie porównuj swojego piękna do innych. Czasem to, co uważasz za swoje brzemię, jest twoim największym darem dla świata.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz