×

Nie ma to jak leczyć się w słupskim szpitalu


Nie ma to jak leczyć się w słupskim szpitalu


Kolejny atak ze strony kręgosłupa lędźwiowego, tym razem z lewej strony zmusił mnie do wizyty na SORze naszego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. Od początku byłam świadoma, że to totalna pomyłka, ponieważ moje 3 wcześniejsze wizyty w tym miejscu nigdy mi nie pomogły, wręcz przeciwnie. Jednak ból był nie do zniesienia, a na dodatek byłam przerażona zdrętwiałą aż po stopę lewą nogą. Pierwszy atak, a 3 w tym roku (po prawej stronie kręgosłupa) w ostatnim czasie miałam miesiąc temu i byłam wtedy 24 października u neurochirurga dr Jarosława Nyża. Zalecił leki: przeciwbólowe, przeciwzapalne, zwiotczające i osłonę. Trochę pomogło, ale i tak bolało i ból zajmował mi poza kręgosłupem z prawej strony udo do kolana. Do drugiego ataku doszło zupełnie przypadkowo, bo pośliznęłam się na dużym liściu winogrona w ogrodzie. Tym razem ból objął pachwinę i całą nogę, łącznie ze stopą i doprowadził do porażenia całej nogi od strony zewnętrznej i stopy aż po 2 zewnętrzne palce oraz pod stopą.

 Kiedy strzyknęło mi w kręgosłupie poczułam jakby prąd z niewyobrażalną prędkościową wyrwał się i pognał aż do koniuszków palców w stopie. Świadomość tego koszmarnego zdarzenia sprawiła, że przez głowę przeleciało mi całe moje życie, jakby to był już mój koniec... czy to oznacza, że będę KALEKĄ!

Z trudem zsunęłam się na ziemię, bo lewa noga jakby się "zbiegła". nagle zrobiła się krótsza i zatrzymując się co chwilę, wyjąc z bólu próbowałam na czworakach dojść do domu. Nasz pies Czarek nie odstępował mnie na krok. Lizał po twarzy, po całej głowie i skomlał, kiedy ja "wyłam" z bólu. Po wielu, wielu przerwach w drodze, doczołgałam się do domu. Przestraszyłam się, że trzeba będzie jechać do szpitala, a ja byłam brudna, bo przecież pracowałam w ogrodzie, gdzie ziemia była wilgotna, czasami zdecydowanie za mokra. Weszłam do domu i próbowałam się rozebrać, ale szło mi to wielkim trudem, więc zdjęłam tylko bluzę, spodnie i buty. Następnie doczołgałam się do łazienki. Co chwilę siadałam na pupie i pochylałam się wyciągając po podłodze ręce do przodu. to przynosiło mi ulgę. W łazience umyłam tylko dłonie i znów z ogromnym trudem doczołgałam się do pokoju. Telefon cały czas miałam przy sobie, ale dopiero teraz odważyłam się zadzwonić do męża. Tym bardziej, że czułam że to nie przelewki. Mąż chciał rzucić wszystko i przyjechać, ale pomyśleliśmy, że syn ma drugą zmianę, więc może do mnie podjechać. Kiedy mąż do Niego dzwonił na 2 telefony, ten nie odbierał. Oddzwonił do mnie wściekły na syna. Postanowiłam zadzwonić do Elizy Jego dziewczyny, która obudziła Szymka i za 15-20 minut by już u mnie. Już 2 godziny, odkąd strzelił mi kręgosłup. Syn był przerażony moim stanem, moim bólem. Cały czas pytał, czy wezwać pogotowie, ale ja poprosiłam, żeby mnie ubrał i położył do łóżka. Pod plecy podłożył mi elektryczną poduszkę , żebym wygrzała plecy. Wzięłam 3 tablety przeciwbólowe od dentysty "Alilum" , bo wiedziałam że akurat te zadziałają już po 15 minutach i powiedziałam synowi, że już może iść. Wciąż nie dawał za wygraną i wciąż chciał wezwać pogotowie, ale powiedziałam że może przejdzie jak odpocznę, podgrzeję się i przestanie boleć... 

Nie przeszło. Na drugi dzień poszłam do psychologa na planowaną wizytę, a po niej po 13-tej pojechałam sama na SOR. Byłam zdesperowana. Wciąż nie przestawało boleć, wciąż ciągnęłam nogę za sobą. Była drętwa po prawej i jakby za krótka. Mąż dojechał do mnie po 15-tej. Na SORze spędziliśmy 5 godzin, wymusiłam na ratownikach, którzy mnie przyjęli tomografię kręgosłupa lędźwiowego. Wynik opisano 2 zdaniami i stwierdzono typowe zmiany zwyrodnieniowe, więc lekarz przepisał mi Nimesil, którego nie mogę brać. Mimo, iż powiedziałam o tym ratownikowi, który wręczał mi wypis i receptę, to nie zmienił go na inne leki na receptę. Lekarz z SORu mógł mi przepisać chociażby te leki, które wcześniej przepisał mi neurochirurg, ale powiedział że lekarz z SORu nie może takich wypisać. A to ciekawe... Ostatecznie powiedział żebym kupiła sobie Dexak lek bez recepty i jakby bardziej bolało to żebym wzięła 2 tabletki. Śmiech! Dość, że z żadnym z lekarzy nie miałam kontaktu, czyli konsultacji i dokładnego wywiadu, to jeszcze mam brać słaby lek bez recepty. Zmarnowane ponad 5 godzin z życia!!!!!!!!!!!!

Teraz pozostało mi znów czekanie na wizytę prywatną z powrotem u dr Nyża 7 listopada😕 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Sielskagosia , Blogger