To ci szpitalna bajka
Była sobie…
Wcale nie szachrajka
Jak to w wierszach Brzechwy bywało
Lecz komarzyca mała
Przez nikogo niekochana
I gdzieś na szpitalnej ścianie zabłąkana
Ściana, jak to ściana WIELKA
A komarzyca NIEWIELKA
To płonąca pomarańczą ściana ją tu przygnała
Niestety samotnością owiana
Komarzyca na okno zerka
I co widzi?
To nie wróbelek ćwierka
Lecz cichutkie bzyczenie się rozlega
Pan komar z gracją przez okno wpada
I niedaleko komarzycy siada
Melonik z rozmachem na bok odkłada
I skrzydełka w tańcu rozkłada
Na to komarzyca się uśmiecha
I nóżkami tańczy menueta
Ciepłe światełko lampki ich rozgrzewa
I teraz zapomnieć im trzeba:
O wilgotnych lasach
Podmokłych łąkach
I cienistych zaroślach
Gdzie mieszkają i chętnie przebywają
Muzyka ciszy dookoła rozbrzmiewa
A zegar nocy czas odmierza
Długimi czułkami się muskają
I wzorzystymi skrzydełkami okrywają
Smukłe i delikatne ciała
naszych szpitalnych komarów
w tańcu wciąż trwają
Już na nikogo nie czekają
Dużymi oczkami w siebie wpatrują
I krótką komarzą trąbką się całują
Do rana w uścisku się skupiali
I tak do pogrążonego w rosie świtu doczekali
Stęsknieni, zgłodniali
Przez okno powylatywali
Teraz razem z kwiatów
Nektar spijają i nowych
Niekoniecznie szpitalnych przygód szukają
Małgorzata Gawin-Trzaska
27.06.2019, dzień pobytu w szpitalu 24
* Grafika własna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz