×

Sen o Modliszce



Sen o Modliszce

              

           W sercu sosnowego lasu, tuż przy szumiącym Bałtyku, leżał powalony pień. Był to niegdyś dumny, stary buk, który przeżył wiele sztormów i zobaczył na swej skórze wiele pokoleń wędrujących mew. Niestety, ostatnia, gwałtowna wichura, ta z jesieni, wyrwała go z korzeniami, kładąc bezsilnie na wilgotnym, pachnącym igliwiem poszyciu.

               Dzień w dzień, słońce sączyło się przez korony sąsiadów, ogrzewając jego szorstką, popękaną korę. Pień nie był już drzewem, ale wciąż czuł, myślał i przede wszystkim – marzył. ​Jego marzenia nie były typowe. Nie śnił o tym, by znów stanąć prosto, ani o tym, by morze nie zabrało go w dal. On chciał być... modliszką. "Ach, być modliszką!” westchnął w duchu, a jego konary, teraz jak bezwładne ramiona, zadrżałyby lekko. „Ta zwinność! Te ostre, zielone rakiety! Ta elegancja i ten spokój w ukryciu! Ja, ja tylko leżę, a jedyne, co mnie odwiedza, to mrówki wspinające się na szczyt góry, którą się stałem.”

           W pobliżu powalonego buka mieszkała mądra sowa Agata, która widziała i słyszała wszystko, a jej oczy błyszczały wiedzą. Pewnego słonecznego popołudnia, gdy pień wzdychał szczególnie głośno, Sowa, siedząc na gałęzi młodej sosny, zaszumiała:

- ​„Witaj, stary druhu. Cóż tak cię trapi, że aż ziemia drży od twoich lamentów?”

​Pień westchnął: 

- „O, sowo. Chciałbym być modliszką. Szybką, zieloną i polującą na... no, na to, co modliszki polują.”

​Sowa zaśmiała się cicho, a jej śmiech przypominał szelest starych, pergaminowych map. 

​„Mój drogi Pniu,” rzekła, „nie będziesz modliszką. Ale pomyśl. Gdybyś nią był, byłbyś malutki. Widziałbyś świat tylko z poziomu trawy i musiałbyś nieustannie uciekać przed drapieżnikami. Tymczasem... spójrz na siebie.” Pień niechętnie spojrzał na siebie, czując jedynie twardość i ciężar.

​„Jesteś schronieniem,” kontynuowała sowa. - „Twoje korzenie, wyrwane z piasku, stały się labiryntem dla myszy i kretów. Twoja kora jest domem dla setek chrząszczy. W twojej próchnicy, która się tworzy, rosną teraz najpiękniejsze, czerwone grzyby. Jesteś oazą życia dla wszystkiego, co maleńkie i ciche.” Pień zamilkł. Nigdy o tym nie myślał. Modliszka jest drapieżnikiem, samotnym łowcą. On jest powolnym, cichym stworzycielem. 

               Właśnie wtedy, zza kępy paproci, wytoczył się mały żuk leśny, niosąc na grzbiecie o wiele większy od niego liść. Żuk zatrzymał się przy pniu i z wysiłkiem wcisnął swój ładunek w szczelinę między korą a ziemią.

​„Dziękuję ci, Panie Pniu,” zapiszczał cichutko. „Twoja cień i wilgoć ratują mnie. Tu jest bezpiecznie przed głodnymi kosami.” 

​Pnia przeszedł dziwny dreszcz. To nie był dreszcz gniewu czy rozczarowania, lecz ciepła i spełnienia.

​„Widzisz?” szepnęła sowa, mrugając złotym okiem. „Nie musisz być zwinny. Jesteś fundamentem. Twoja praca jest inna, ale równie ważna. Jesteś domem, spiżarnią i ostoją.”

        ​Od tamtego dnia powalony pień nie marzył już o byciu modliszką. Nadal słuchał szumu morza i skrzypienia sosen, ale teraz z dumą czuł na sobie pełzanie mrówek i radośnie przyjmował zielone mchy, które zaczęły rosnąć na jego zachodniej, cienistej stronie. ​Zrozumiał, że prawdziwa wartość nie polega na tym, by być kimś innym, ale na tym, by być najlepszą wersją siebie — nawet jeśli ta wersja jest wielkim, ciężkim, leżącym na piasku pniem w nadmorskim lesie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Sielskagosia , Blogger