Utożsamiona
Utożsamiona
Biegnę wciąż, pędzę, rozum traci sens
Nie wiem, która droga właściwa, co przyniesie dzień
Ona mną rządzi, adrenalina we mnie płonie
Nie mogę spać, wciąż mówię, świat mi się kłania, chłonie
Śmieję się, śmieję, to już za wiele razy
A ludzie przy mnie wpadają w te wariacje, w te fazy
Bo robię, robię wiele, za wiele – wiesz, to czyn
Słyszę: „Jesteś genialna, masz niepowstrzymany zew”
A ja?
Ja mogę wszystko, cóż to za lęk!
Niemożliwe?
Mówią: „Jesteś otwarta, a przeżyłaś tak wiele, wiele scen”
Nieważne jak, nieważne konsekwencje, dreszcze
Choroba dla mnie to wyzwanie, to sens, to moje szczęście
Bez tej adrenaliny nie da się żyć, to cel
Ja sobie nie poradzę? Jak nie ja, to kto, ten anioł, strzel!
A ja?
Ja spadam w dół
Światło w mym oku gaśnie, miga
I rozbijam się o beton, to koniec mego biegu, to księga
Gdzieś uszła moja energia, jak woda ulotna z dłoni
Ciało nie chce współpracować
uśmiechu i słów mniej ono mi broni
Słyszę: „Marnie wyglądasz, jak się czujesz w tej chwili?”
A ja cała drżę, znowu drżę, sparaliżowana, na prostej i pochyłej
Rozpadam się na drobne części, choć nie ruszam niczym
Choć nie ruszam żadną kończyną, zostaję małym pyłem
Gdzie Ona jest?
Czy ja jeszcze oddycham?
Leki działają, mrużę oczy, co teraz mnie spotyka?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz